Całe dwie sztuki – tyle zdjęć posiadam z mojej I Komunii św. – jedno z księdzem, przed kościołem, drugie z rodziną na tle bloków z wielkiej płyty, gdzie wówczas mieszkaliśmy. Tyle. Oba zdjęcia oczywiście „na poważnie”, żeby nie powiedzieć „na sztywno”.

Takie czasy?

Nie do końca – wciąż widzę, że spora część zdjęć komunijnych jest raczej wymuszona, główni bohaterowie wydają się skrępowani, prezentując się do zdjęć z niezwykle poważnymi minami. A przecież to jest WYJĄTKOWY dzień, dlatego warto zadbać o ujęcia wypełnione prawdziwymi EMOCJAMI. I absolutnie nie jestem przeciwna kadrom, na których widoczne są dzieci ze złożonymi dłońmi do modlitwy, czy różańcami – sama ZAWSZE takie wykonuję podczas sesji, one także stanowią integralną jej część, ale moim zdaniem to właśnie do zdjęć bardziej…szalonych, tak szalonych, dynamicznych, z energią, po latach wracać się będzie z wielkim sentymentem a może i łzą w oku. Tego rodzaju ujęcia nie mają w sobie nic z nudy, powtarzalności, sztampy.

Dlatego w swojej ofercie komunijnej postawiłam na zdjęcia NATURALNE, ukazujące dzieci takimi jakie są – moi „modele” częściej więc skaczą, biegną, wspinają się na drzewa niż siedzą czy stoją, posłusznie patrząc w obiektyw.

Umawiając się na I komunijną sesję zdjęciową NALEGAM, żeby Rodzice poznali mój styl fotografowania Komunii bo zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest gotowy na to, żeby wpuścić pociechę w głębokie trawy, chaszcze, pozwolić pochlapać się w kałużach. 😉 Ale dzięki takim pomysłom wiem, że te zdjęcia będą inne, że Rodzice nie schowają ich gdzieś na dno szuflady, żeby wyciągnąć za lat dziesięć czy później.

Dlatego uważam, że w pełni uzasadnione jest zabranie na sesję roweru, hulajnogi, piłki, czy nawet wędki jeśli są wśród „modeli” amatorzy wędkowania i pójście w plener bo tam dzieci czują największą swobodę (z całym szacunkiem dla pięknych wnętrz studyjnych). I wówczas nie ma miejsce na nudę, ani dla dzieci ani dla fotografa.

I o to chodzi :).